|
Arabika |
|
Administrator
Dołączył: 26 Cze 2008 Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Nie 1:59, 07 Gru 2008
|
|
Trening Blu - 7 gier i teren
Data: 02.01.2007
Poszłam dzisiaj po Blu na pastwisko. Wzięłam go do stajni, gdzie go wyczyściłam i poszliśmy na round pen. Stwierdziłam, że go troszeczkę wylonżuję. Blu nie miał niz przeciwko. Poświęciliśmy po dziesięć minut na każdą nogę w stępie, pięć w kłusie i tyle samo w galopie. Taka rozgrzeweczka Po wylonżowaniu odpięłam mu lonże i zaczęliśmy grać w 7 gier
Podeszłam do Bluszcza i zaczęłam go głaskać wszędzie. Wałaszek pozwalał mi ze sobą robić wszystko, trochę poskakałam i poklaskałam obok niego. Druga gra też dobrze. Blu ustępował od lekkiego nacisku, miał do mnie szacunek. Za każdym razem głaskałam go, gdy dobrze coś zrobił. Z sugestią nie mieliśmy problemów. 7 gier ćwiczymy regularnie, poświęcając na nie 2 godziny w tygodniu, więc już trochę umiemy Yo-yo było dobrze. Blu cofał się i przychodził po idealnej linii prostej. Zrobiliśmy sobie jeszcze okrążanie, chody boczne i trochę przeciskania. Stwierdziłam, że starczy, bo z naszej małej rozgrzewki zrobiły się 2 godziny! (40 minut na lonże i 80 na gry) Ale ten czas leci... Poszłam z Bluszczem do stajni, gdzie go ubrałam, czyścic nie musiałam, bo już był czysty.
Wyszliśmy przed stajnię i wsiadłam na niego. Ruszyliśmy spokojnym stępem. Po piętnastu minutach dopięłam mu popręg. W tym czasie zdążyliśmy już wyjechać poza stajnię, jechaliśmy aktualnie po lesie. Blu nie wykazywał żadnych odznak zdenerwowania, staramy sie regularnie jeździć w tereny, więc jesteśmy spokojni. Zebrałam Bluszcza i jechaliśmy aktywnym stępem. Co jakiś czas, w szerszych miejscach robiliśmy wolty i serpentyny. Blu ładnie chodził, jak go prosiłam o coś, robił to, angażował się. Ruszyliśmy klusem. W kłusie przechodziliśmy sobie z wyciągniętego, do zebranego. Porobiliśmy trochę przejść stęp-kłus-stęp w różnych odmianach tych chodów i tak samo kłus-stój-kłus. Blu ładnie się zaganaszował, zdążył się już do końca rozgrzać i teraz ładnie szedł. Pogłaskałam go i cały czas jadąc kłusem skręciliśmy w prawo. Jechaliśmy teraz drogą oddzielającą las, od pola. Przeszliśmy do galopu. Porobiliśmy trochę przejść w tym chodzie, po czym dałam Bluszczowi luźną wodzę i rozpędziliśmy się na maksa. Jehcaliśmy teraz bardzo szybkim galopem. Po jakiś piętnastu minutach zwolniliśmy i skręciliśmy na pola. Zahamowaliśmy do kłusa, żeby Blu mógł sobie trochę odpocząć. Gdy wyjechaliśmy z pól, skręciliśmy w lewo. Jehcaliśmy teraz obok rzeczki. Dobrze znałam te tereny, dzięki moim długim eskapadom, na własnych nogach. W końcu musiałam sprawdzić, czy się nic koniskom nie stanie Jechaliśmy sobie spokojnym, kłusikiem, obok naszej rzeczki. Phi, to nawet trudno rzeczką nazwać, taki mały strumyczek. Skoczyliśmy sobie kłodę, którą też odpowiednio zbadałam. Wreszcie dojechaliśmy do kładki. Kładka była szeroka na dwa metry, mocna, nie miałam obaw wjechać na nią z koniem. Bluszcz na początku nie chciał mi na kładkę wjechać, widząc na dole wodę - strumyczek trochę się rozszerzył, miał teraz dobre 1,5 metra i płynął w dziurze głębokiej na metr. Zrobiliśmy sobie woltę i przeszliśmy do stępa. Pogłaskałam Bluszcza i nakłoniłam go do przejścia raz jeszcze. Tym razem bez problemu. Rytmiczne uderzenia kopyt odbijały się od wody, tak że było je mocno słychać. Przejechaliśmy na drugą stronę strumyczka i wjechaliśmy do lasu. Jechaliśmy szeroką drogą. Co jakiś czas wjeżdżaliśmy w kałuże, tak specjalnie. Blu nie bał się kałuż, tylko trochę zwalniał, żeby zbadać grunt. Ruszyliśmy sobie kłusem. Po jakimś czasie wyjechaliśmy z lasku. Skręciliśmy w lewo. Jechaliśmy szosą, obok domów. Co jakiś czas firanki odsłaniały się, pokazując zaciekawionych domowników. Raz na jakiś czas mijał nas samochód, ale z tym nie mieliśmy problemów, bo Blu był odczulany na samochody. Pogłaskałam go i przeszliśmy do galopu. Skróciłam go do zebranego i trochę tak sobiepojechaliśmy. Potem stwierdziłam, że go nie będę męczyć, bo zebrany jest męczący i przeslziśmy do wyciągniętego. Jechaliśmy bardzo szybko, zabudowania stawały się gęstsze. Skręciliśmy w mniejszą drogę, chciałam wyjechać z miasta. Gdy nam się to udało, zahamowaliśmy do stępa. Szliśmy tak bardzo dlugo. Dałam Bluszczowi luźną wodzę, a sama trochę się rozluźniłam. Mijaliśmy pola i wreszcie dostrzegliśmy nasz strumyczek. Wzdłuż niego ruszyliśmy kłusem. Skoczyliśmy sobie w międzyczasie przez małą odnoge rzeczki. Wreszcie w oddali zamigotał nam mostek. Ruszyliśmy żwyszym kłusem i gdy dojechaliśmy do wysokości mostka, zrobiliśmy sobie woltę, z której bezpośrednio wjechaliśmy na mostek. Z mostkiem Blu nie miał problemów. Pogłaskałam go i jechaliśmy wzdłuż rzeczki. Gdy w oddali zamigotał nam nasz lasek, przeszliśmy do galopu. Przed lasem do stępu. Cały las jechaliśmy stępem. Dopiero, gdy w oddali widać było stajnię ruszyliśmy znowu galopem. Przed stajnią zahamowaliśmy i trochę sobie pochodziliśmy. Rzoluźniłam mu popręg, a po jakimś czasie zsiadłam z niego.
Poszliśmy do stajni. W stajni rozebrałam go i zaniosłam jego sprzęt do siodlarni. Gdy wróciłam, prawie się pobeczałam, bo Blu był do pachwin utablany w błocie. Miejscami na brzuchu też. Podeszłam go niego, wzięłam szczotkę ryżową i zwykłą i zaczęłam go czyścić. Ja nie wiem, ten koń jest jakiś dziwny, bo się tak niewiadomo gdzie utaplał... Wreszcie po długim czasie, udało mi się doprowadzić jego nogi do pęcin do porządku. Wzięłam kopystkę i szczotkę ryżową i poszliśmy przed stajnię. Odkręciłam wodę i polałam wężem jego nogi. Blu zaczął bawić się wodą. Kopał ją i gryzł. Uspokoiłam go i wyczyściłam mu po kolei wszystkie kopyta, każde z osobna polewając i obmywając wodą. Wreszcie, gdy Blu już był czysty, wzięłam jego ręcznik i wysuszyłam mu w miarę porządnie nogi. Potem posmarowałam mu kopytka smarem i wpuściłam na pastwicho
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|