www.wsrblackangel.fora.pl :: WSR Black Angel
Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Skoki LL

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna -> *******Magic Siwa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arabika
Administrator



Dołączył: 26 Cze 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:06, 25 Kwi 2009
Koń: Magic Siwa
Trener: Grzywa
Rodzaj treningu: Skokowy
Klasa: LL
Notka ode mnie: Siwa chodziła już wcześniej skoki, więc poprosiłam Grzywę, żeby jej przypomniała, co to znaczy. Myślę, że kobyła ucieszy się z tego urozmaicenia treningów, oraz, że powoli zaczniemy już skakać tak na serio, ona wcześniej chodziła klasę L/P ;]

Dzisiaj kolejny trening. Życie wreszcie ruszyło i mam co robić. Rano zbiegłam na halę. Grzebałam trochę w „schowku” i wyciągnęłam dużo kolorowych drągów. Poukładałam je w jakiejś nieprzemyślanej kolejności. Troszkę niskich cavaletti, troszkę wyższych. Kilka małych stacjonat i kopert. Na obwodzie ujeżdżalni co jakiś czas pozostawiałam podniesiony wyżej drąg. Nie chciałam robić dużo przeszkód, bo Siwa nie jeździła długo i nie chciałam jej przemęczać.
Kiedy wszystko było gotowe poszłam do stajni. Po drodze zahaczyłam o siodlarnię i wyszłam z niej z siodłem, ogłowiem, ochraniaczami i kilkoma innymi badziewiami dla mnie. Podeszłam do boksu Magic Siwej. Siodło przewiesiłam przez płotek, ogłowię powiesiłam na haku, a owijki, toczek, palcat, rękawiczki położyłam na podłodze. Kiedy już zwolniłam sobie ręce zaczęłam rytuał witający. Pogłaskałam klacz po chrapkach, trochę przedstawiłam jej skrót naszego dzisiejszego treningu i mogłam już zakładać kantar ciekawej klaczy. Wyprowadziłam ją z boksu i zaczęłam czyszczenie. Złapałam kilka szczotek z woreczka na haczyku i zastanawiałam się od czego tu zacząć. Klacz stała w miarę grzecznie, pomijając fakt, że kilka razy uznała, że czas się cofnąć. Czasami wsadzała mi nos do kieszeni sprawdzając czy nie ma tam czegoś dla osłody życia. Nic nie znalazła. Przy czyszczeniu kopyt ładnie podawała nogi, ale schylała się jakby chciała sprawdzać, czy nie zrobię jej czegoś złego. Jak była już czysta to z uśmiechem poklepałam ją po szyi i zabrałam się za siodłanie. Najpierw wodze wylądowały na jej szyi, a zwisające paski przeleciały przez moją rękę. Potem walka z wedzidłem. Nie walka z klaczą tylko z tym metalowym czymś. Siwa jakby czekała kiedy zdecyduję się jej to wsadzić i nie protestowała, tylko ja mam zeza i dopiero za trzecim razem trafiłam metalem do pyska. Wielce zadowolona z mojego „wyczynu” zaczęłam dopinać poodpinane paski (chociaż nie wiem kto je odpiął).
Potem złapałam czaprak i bez trudu „przewiesiłam” go przez grzbiet arabki. Potem siodło. Czasami zaczynam doceniać, że nie jestem niska i nie mam problemu z dosięgnięciem końskiego grzbietu. Delikatnie założyłam ciężki ładunek ładunek schyliłam się aby podpiąć popręg. Siwa lekko się przesunęła, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu nikt normalny nie ustałby tyle czasu bez ruchu, a Magic przecież nie jest manekinem. Jeszcze tylko owijki i była gotowa. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu i z podziwem spojrzałam na klacz. Zawsze powtarzam sobie, że na treningu też trzeba jakoś wyglądać.
Wzięłam swoje rzeczy do jednej ręki, wodze do drugiej i podreptałam z Magic Siwą na halę.
Spojrzałam na efekt mojej porannej pracy i posmutniałam. Strasznie nie lubię rozgrzewek. Ciągłe stępowanie, kłusowanie i to niby z sensem, niby cos dające, ale strasznie nudne. Westchnęłam tylko i wprowadziłam klacz na ujeżdżalnię. Stanęłyśmy brzegu i tam porobiłam wszelkie zabiegi startowe. Czyli spuściłam strzemiona, na oko uregulowałam i lekko spuściłam lewe. Szybko wsiadłam, usadowiłam się, poprawiłam strzemiona i ruszyłam stępem. Ujeżdżalnia duża, więc zrobiłyśmy dwa okrążenia robiąc slalom pomiędzy ustawionymi tam przeszkodami. Potem pobudziłam klacz do kłusa. Teraz drągi nam się przydały. Na całej trasie leżały może cztery, więc koń powinien być rozgrzany zanim dojdzie do pierwszego. Sprawdziłam czy anglezuję na dobrą nogę(albo inaczej..czy w ogóle anglezuję, bo czasami mi się zdarza, że tylko mi się wydaje), półsiad, łydka i pierwszy drągal na nami. Chwila stępa. Lubię takie przejścia kłus-stęp-kłus. W połowie drogi do drugiej „przeszkodu” znowu przeszłyśmy czysto do kłusa. Teraz już „belka” nie leżała na ziemi, tylko na pierwszym kołku cavaletti. Półsiad, łydka i „skok”. Poszło jak zawsze gładko. Zaczęłam się śmiać na myśl, że kiedyś byłam dumna kiedy udało mi się takie coś przeskoczyć. No ale to było dawno, a po to robi się głupie błędy w dzieciństwie aby się na starość mieć z czego śmiać.
Znowu przejście kłus-stęp-kłus i kolejna „przeszkoda”. No i zrzuciłyśmy…Bo inteligentna pani trener zagapiła się i zapomniała dać koniowi łydki -.- No trudno. Przed nami był jeszcze „szereg”. Hop, hop, hop i bayu bay. Bo co to jest przejechać przez 5 „kozłów”. Zawróciłam i pojechałam galopem. Kilka wolt na środku, slalom pomiędzy przeszkodami przeszkodami można było przejść do normalnych skoków.
Zawróciłam ostro i opatrzyłam sobie za cel stacjonatkę. Najazd, łydka, półsiad, dobre odbicie…i „wysoki” lot gwarantujący udany skok. Poklepałam Siwą i znowu zawróciłam w nieoczekiwanym momencie. Trzeba troszkę nad tym popracować, aby na zawodach klacz nie traciła czasu przy szybkich zwrotach między przeszkodami.
Teraz była troszkę wyższa koperta. Najazd, łydka, pół siad… i brak wybicia…Wyłamka i ja na piachu. Tak to jest, kiedy jeździec skacze przed koniem. Pozbierałam się i znowu wskoczyłam na Siwą. Zrobiłam kółeczko w lekkim galopie i spróbowałam kopertę jeszcze raz. Tym razem przeskoczyłyśmy, a mną tylko troszkę rzuciło. Ostatnią przeszkodą był „szereg” dwóch stacjonat. I jak zawsze pierwsza wyszła nam świetnie, a przy drugiej nie nadążyłam z rytmem łydki i była zrzutka. Jednak czas nie zając i mi go nie szkoda. Znowu koło w galopie. Pierwsza stacjonatka, kopertka i najazd na szereg. I udało się. Nie wpadłyśmy w żadną przeszkodę, nadążyłam z tempem, a klacz wyglądała na zadowoloną.
Poklepałam ją po szyi i zwolniłam do kłusa, potem do stępa. Puściłam wodze, poluźniłam popręg, wyciągnęłam nogi ze strzemion i stałam się jedynie pasażerem. Klacz mogła chodzić gdzie chce, robić co chce i nie musiała trzymać się sztywnych poleceń. Po prostu chwila wolności.
Po piętnastu minutach takiego leniuchowania zatrzymałam ją, ześlizgnęłam się po siodle, złapałam wodze i podreptałyśmy wolniutko do stajni. Aż dziwne, że takie niby nic mogło tak zmęczyć. No, ale fajnie było. Rozsiodłałam klacz, przetarłam słomą, założyłam derkę i wtarłam w nogi jakiś żel przeciw zmęczeniu. W końcu jutro też jest dzień i Magic musi mieć nogi wypoczęte Wink
Odstawiłam klacz do boksu, pożegnałam się i poszłam do siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna -> *******Magic Siwa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Template Boogie by Soso
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin