www.wsrblackangel.fora.pl :: WSR Black Angel
Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Crossowy.

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna -> *******Ariana
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arabika
Administrator



Dołączył: 26 Cze 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:22, 08 Gru 2008
Trening Ariany: Crossowy.
Data: 06.07.2008

Dzisiaj stwierdziłam, że zrobimy sobie inny trening niż zawsze. Zwykłe treningi mi się znudziły xd Poszłam po Arianę na pastwisko. Oczywiście musiałam obie kobyłki wygłaskać. Tak ogólnie, to w sumie czas już zajeżdżać Stellę, bo już duża kobyła jest. Ale nad tym pomyślimy. Dzisiaj nie było tak mocno gorąco. Poszłm z kobyłą do stajni, gdzie ją zostawiłam i poszłam po jej sprzęt. Z racji, iż dzisiaj mamy mieć ciekawy trening, musiałam obrócić dwa razy, żeby wszystko wziąć. Kiedy wróciłam, wyczyściłam ją tym razem dokładnie. Zaczęłam od łba, przez szyję, tułów i na końcu nogi. Potem mokrą szmatką wyczyściłam jej chrapki i oczka. Kopytka zrobiłam ładnie kopystką i na koniec wyczesałam jej grzywę i ogon. Stwierdziłam, że kobyle urosła grzywa, teraz miała najdłuższe kosmyki do łokcia. Ale ładnie jej tak było. Ogon też był długaśny, w niektórych miejscach ciągnął się po ziemi, więc wzięłam nożyczki i jej obcięłam trochę ten ogon, a przy okazji go postopniowałam, tak że teraz wyglądał bardziej puszyście. Zaplotam jej ładnie grzywę w małe koczki, żeby jej nie przeszkadzała, a ogon zaplotłam w warkocz i podpięłam. Potem zaczęłam ją ubierć. Najpierw założyłam jej ogłowie skokowe, czyli z nachrapnikiem meksykańskim. Miało niebieski naczółek. Wyjątkowo założyłam jej wytok z napierśnikiem. Wszystko z niebieskimi akcentami. Potem jej wszechstronne siodełko, z czapraczkiem i podkładką i ochraniacze skokowe na nogi. Cały sprzęt miał niebieskie akcenty, tak więc kobyła wyglądała ślicznie. W końcu ja poszłam się przebrać, żeby też dobrze wyglądać. Zaożyłam kask na głowę, wzięłam palcat w rękę i wyprowadziłam kobyłę na zewnątrz. Podpięłam jej jeszcze popręg i wsiadłam na nią.
Zaplanowany miałyśmy tor crossowy, a że ja takiego nie mam, uzgodniłam z właścicielem najbliższej stajni, że będę mogła przyjechać. Dlatego tak odstrzeliłam kobyłę, żeby zrobić dobre wrażenie. Ruszyłyśmy stępem. Do stajni miałyśmy osiem kilometrów, więc dojście powinno nam zająć jakieś pół godzinki. Jechałyśmy sobie stępem, na luźnych wodzach. W sumie nie śpieszyło nam się, bo tor miałyśmy do dyspozycji, kiedy przyjedziemy więc nie śpieszyłyśmy się na konkretną godzinę. Położyłam się na zadzie klaczy i zamknęłam oczęta. Szłyśmy tak sobie spokojnie. Co jakiś czas kontrolowałam czy dobrze idziemy, jeśli kobyła miała duże wątpliwości, stawała i czekała na mój ruch. Wydrukowałam sobie wcześniej mapkę, dojazdu do stajni, więc szłyśmy z mapą w ręku. Kiedy kobyła się rozgrzała, zaczęła iść szybciej, co odebrałam jako sygnał gotowości do robienia czegoś fajniejszego. Zebrałam ją więc i szłyśmy teraz na lekkim kontakcie. Stwierdziłam, że przećwiczymy sobie trawersy. Zmieniłam układ łydek, teraz jedną popędzałam ją do przodu, a drugą odsuwałam jej zad. Z wodzami podobnie. Ariana zaczęła iść zgięta. Szłyśmy cholernie krzywo i co chwilę inaczej. No cóż, łatwe to nie jest. Pogłaskałam ją i przeszłyśmy normalnie na drugą stronę. Znowu tak samo łydkami, tyle że na odwrót. Ariana zgięła się i łbem była prosto, a zadem szła w poprzek drogi. Tutaj było lepiej. Po jeszcze dwóch razach Ariana zaczęła łapać o co chodzi. Nadal szłyśmy krzywo, ale przynajmniej nogi zaczynały jej iść dobrze. pogłaskałam ją i posżłyśmy normalnie. Potem zrobiłyśmy sobie parę slalomów i wolt, po czym przeszłyśmy do kłusa. W kłusie przećwiczyłyśmy sobie znowu trawersy. Tu było lepiej, bo się kobyłce nóżki nie plątały. Nie było super, nie było nawet nie było dobrze, ale kobyła sobie super radziła. Pogłaskałam ją po szyi i zaczęłyśmy ćwiczyć przejścia między kłusami. Czyli np. kłus wyciągnięty - kłus pośredni. Itp. Z przejściami było dobrze, czasami kobyła gubiła rytm, ale ogólnie było ok. Stwierdziłam, że zagalopujemy sobie. Wystarczyła lekka zmiana korpusu, a my już galopowałyśmy. Pogłaskałam ją i zaczęłyśmy sobie robić slalomy. Po dosłownie dwóch minutach zauważyłam, że już jesteśmy u celu.
Zwolniłyśmy do lekkiego kłusika i wjechałyśmy na tereny stajni. Stajnia, a właściwie stadnina była ogromna, więc trochę czasu zajęło nam przejechanie pastwisk. Wreszcie dotrłyśmy do budynków stajennych. Zahamowałam Arianę i zsiadłam z niej. Poszukałam biura i zostawiłam Arianę na zewnątrz, po czym weszłam. W środku były trzy osoby. Dwie kobiety i jeden mężczyzna. Spytałam się, czy mogę porozmawiać z Panem Matuszewskim, bo z nim umawiałam się na telefon. Okazało się, że to był ten mężczyzna. Przedstawiłam się, on jak tylko usłyszał moje imie, uświadomił sobie kim jestem. Poprosił mnie, żebym poczekała chwilę a on sprowadzi kogoś, kto mnie zaprowadzi. Poszedł do pomieszczenia obok i zadzwonił. W tym czasie miłe panie przeprowadziły wywiad ze mną w roli głównej. Co jakiś czas zerkałam przez okno, czy kobyła jeszcze stoi. Stała grzecznie. Trochę się nudziła, bo zaczęła grzebać kopytem w ziemi i się wiercić, ale nigdzie nie szła. Wreszcie pan Matuszewski przyszedł i powiedział, że zaraz przyjdzie ktoś i mnie zaprowadzi. pytał mi się gdzie jest mój koń. Powiedziałam, że stoi na zewnątrz, na co on się zdziwił, że go tak zostawiam bez uwiązania. Powiedziałam, że nie trzeba, bo ją nauczyłam stać. Wyszliśmy przed budynek i zawołałam ją. Kobyła grzecznie przylazła do mnie, zachwycona, że oglądają ją aż trzy osoby, bo miłe panie też sobie poszły oglądać. Facet stwierdził, że jest bardzo ładna i zadbana i że przyjdzie sobie popatrzeć jak jeździmy. W sumie ładnie dzisiaj wyglądała, bo ją odstrzeliłam, świetnie się prezentowała w swoim niebiskim kompleciku. W końcu podjechał do nas jakiś chłopak na karym fryzie. Podziękowałam towarzystwu, wsiadłam i ruszyłam za nim. Ariana, bardzo znudzona tym staniem, ucieszyła się, że coś robimy. Na tor jechaliśmy kłusem, dobre piętnaście minut. Chłopak zaprowadził mnie i pokazał który tor jest najlżejszy. Podziękowałam mu, a on sobie poszedł. Stwierdziłam, że nie będziemy skakać jakiś trudnych rzeczy, więc poprosiłam o tor za maksymalną wysokością 80 cm. Ariana skacze skoki L, czyli 100 cm, więc cross powinna mieć 80.
Trochę ja rozgrzałam, przed startem, zresztą przejechałyśmy sobie tor wzdłuż i wszerz, chciałam kobyłę zapoznać z każdą przeszkodą. Zresztą siebie też. Przeszkód nie było dużo, tylko dziesięć. Odległości między nimi wachały się od 40 metrów, do 100. Ogólnie cały tor należało pokonać dosyć szybkim tempem, trochę szybszym niż parkury. Ale nie szaleńczym. Kiedy wróciłyśmy na start, poklepałam kobyłę i zagalopowałyśmy. Z prawej nogi, po pierwszy zakręt był w prawo, więc tak było nam wygodnie. Temperatura na dworze podniosła się, bo wyruszałyśmy o godzinie 7:00, a teraz jest już 8:30. Ale i tak zdążymy przed największymi upałami. Najechałyśmy na pierwszą przeszkodę, jaką była hyrda. Hyrda miała 80 cm, ale spokojnie można było ją czesać nogami oczywiście. Ruszyłyśmy od razu szybkim tempem, bo to cross w końcu, ale nie bardzo szybkim, takim w sam raz. Po prostu szybszym niż na parkurze. Ariana z hyrdą poradziła sobie świetnie, zresztą to nie jest złożona przeszkoda, a więc nie była trudna. Miałyśmy spory zapas. Po hyrdzie był skręt w prawo. Po chwili była górka, na której szczycie była kłoda, o wysokości 40 cm. Niedużo, ale ukształtowanie terenu trudne. Najechałyśmy stanowczo na górkę. Pod górkę było jedno foulee, z którego trzeba było się wybić. Ariana nie zawachała się ani chwili, po prostu przeskoczyła. Kiedy leciałyśmy, byłam trochę niepewna, czy wszystko będzie ok. Z drugiej strony górki, był ostrzejszy spad, więc po prostu się leciało na płaską ziemię z wysokości dwóch metrów. Ariana upadła ciężko na przednie nogi, podstawiła tylne i już galopowałyśmy dalej. Nie rozproszyło jej to, że rzucałam się po siodle jak worek kartofli. Pogłaskałam ją po szyi, bo gdyby ona nie przejęła kierowania, to nie wiem, co by było -_-. Ja z chęcią bym sama wyłamała, ale ona mi nie pozwoliła xd. Skręt w lewo, więc galopowałyśmy na złą nogę. Zmieniłam układ bioder i już było dobrze. Do następnej przeszkody było 100 m. Było to małe jeziorko, do którego się wskakiwało z skoku przez kłodę 70 cm, ale dosyć szeroką. W Arianie obudziła się odwaga i chęć gnania do przodu. Stwierdziłam, że byłaby nawet dobra w crossie, bo jest odważna i lubi wyzwania. Poza tym jest szybka, więc to bardzo by się przydało. Najechałyśmy pewnym krokiem na kłodę. Ariana pięknie skoczyła i odważnie wylądowała w wodzie. W wodzie były trzy foulee, po czym hyrda 80. Oczywiście nadal w wodzie. Skoczyłyśmy odważnie z Arianą. W sumie ona dodawała mi odwagi, bo ja nigdy w takich niebezpiecznych crossach nie lubiłam brać udziału. Potem kawałek galopu nadal w owdzie i wyskok z wody, jedno foulee i taki wydłużony zółwik. Coś jak prostopadłościan postawiony na długim boku, o zaokrąglonych krawędziach. Po obu stronach oczywiście straszne kwiatki. Popędziłam kobyłę jeszcze szybciej, na co ona ochoczo rozpędziła się i wyskoczyłyśmy z wody, po czym oddałyśmy podłużny skok. Pogłaskałam ją i galopowałyśmy dalej. Potem na trasie były górki, więc trochę przyhamowałyśmy, żeby nie było kraksy. Po górkach rozpędziłyśmy się i następny był rów trakeński. Ariana ochoczo ruszyła do przodu. Widać było, że jej się to podoba, że jest zadowolona z tego co robimy. W sumie się jej nie dziwię, ma odmianę po tych wszystkich nudnych dresażowych i skokowych treningach, w trakcie których trenujemy na hali. Stwierdziłam, że musimy więcej wyjeżdżać w tereny. No więc rozpędziłyśmy się i skoczyłyśmy ten rów trakeński. To był bardziej podłużny skok, więc Ariana mocno musiała się wybić. Następną przeszkodą był bardzo trudny zeskok. Trzeba zjechać z górki i skoczyć w wodę. Koń nie widzi co jest za przeszkodą, mimo, że ona nie jest wysoka. Zauważyłam, że niedaleko stał Pan Matuszewski i jakiś facet. Stwierdziłam, że nie będę sobie nimi głowy zawracać i zahamowałam kobyłę trochę, bo byśmy wpadły tam do tej przeszkody. Zjechałyśmy z górki i w ostatnim momencie się odbiłyśmy. Ariana wylądowała w wodzie, która się okazała być dosyć płytka, więc nie było tak źle. Po wodzie był wyskok i schody. Schodzy były niskie, co jedno foulee, ale zawsze. Trochę się potrzęsłam przy tych schodach, ale kobyła nie miała najmniejszego problemu z nimi. Czasami mam wrażenie, że jestem za głupim jeźdzcem na takiego konia. No cóż. Potem mogłyśmy się wykazać szybkością bo było 200 m wzdłuż lasu. Popędziłam kobyłę i gnałyśmy jak na wyścigach. W sumie naprawdę bardzo szybko galopowałyśmy takim wydłużonym galopem. Ja sobie zrobiłam półsiad, żeby jej nie przeszkadzać i po chwili skręciłyśmy w las. W lesie szereg z dwóch kłód o wysokości 80 cm obie. Tutaj było źle, bo byśmy się prawie wywróciły, kobyła się poślizgnęła i potem przejechała nogami po kłodzie. Na szczęście nie kulała więc było dobrze. Przeskoczyłyśmy drugą i ostatnią przeszkodą był coffin czyli kłoda - 1 foulee - rów - 1 foulee - kłoda. Najechałyśmy z ulgą i spokojnie przeskoczyłyśmy, bo kłody miały 60 cm. Po coffinie jeszcze 100 m i koniec.
Kiedy przejechałyśmy koniec, zahamowałam kobyłę i szybko z niej zsiadłam, żeby zobaczyć, czy nic jej nie jest. Całe szczęście, że założyłam jej ochraniacze, bo to one ucierpiały, nie jej nogi. Pogłaskałam ją i przeprowadziłam ją stępem. Nie kulała. W kłusie też. Wsiadłam na nią i ruszyłyśmy sobie kłusem do biura. Nie miałyśmy daleko, bo w sumie trasa robiła takie kółko. W połowie drogi zahamowałam kobyłę do stępa i do biura doszłyśmy stępem. Pogłaskałam ją i zsiadłam z niej. Była cała mokra, ale widać było że jest wesoła i zadowolona z siebie. Weszłam do biura i zapłaciłam za wypożyczenie. Oczywiście musiałam odpowiedzieć na szereg pytań, czy się dobrze jechało, czy jest w porządku, czy jestem zadowolona itp. Ja w tym czasie myślałam o mojej kobyłce, która stała na zewnątrz nie rozstępowana i mi tutaj schła. Odpowiedziałam szybko i się zmyłam. Kiedy wsiadałam na kobyłę zawołał mnie Pan Matuszewski. Nie no i co jeszcze? Szedł razem z tym facetem, z którym mnie oglądali. Musiałam jeszcze raz z niej zejść. Pan się przedstawił, już nie pamiętam jak się nazywał. Poklepał Arianę na co ona wsadziła mu nos pod pachę. Oż ta zdrajczynia " border="0" /> Nie no, ona uwielbia być głaskana więc każdemu kto jest blisko tak robi. Pan stwierdził, że nas widział na torze jak jedziemy. Odpowiedziałam, że też widziałam. On ni z gruszki ni z pietruszki, że chciałby klacz kupić O.o No to ja na to, że nie jest na sprzedaż. On mi odpowiedział, że mam się zastanowić, bo on mi da trzydzieści tysięcy za nią. Schemat się powtarzał, aż doszło do czterdziestu tysięcy. Powiedziałam stanowczo: "Nie proszę pana, ona nie jest na sprzedaż w żadnym wypadku, a teraz jeśli mogę, to muszę na nią wsiąść i ją rozruszać, bo zaraz będzie źle" Zrozumiał i się zamknął. Ja się pożegnałam, wsiadłam na konia i ruszyłam stępem. Oczywiście usłyszałam, że mam się jeszcze raz zastanowić, ale znowu powiedziałam nie i pojechałam sobie. Ufff.. Pogłaskałam kobyłkę i powiedziałam jej, że nigdy jej nie sprzedam, że będzie u mnie do końca. Do stajni miałyśmy kawałek, ale chciałam ją rozruszać najpierw, bo już zdążyła trochę postać. Szłyśmy stępem przez jakiś czas, potem kłusikiem lekkim. Co jakieś dziesięć minut ją zatrzymywałam, bo musiałam spojrzeć na mapę. Kiedy byłyśmy niedaleko stajni, zahamowałam ją do stępu. Wreszcie po 40 minutach dotarłyśmy do domu.
Zatrzymałyśmy się przed stajnią i zsiadłam z niej. Pogłaskałam ją i wlazłyśmy do środka. W środku zdjęłam jej ogłowie i siodło i ochraniacze. Stwierdziłam, że niepotrzebnie zakładałam jej ten wytok, mogłam założyć sam napierśnik. Ale mimo wszystko pomógł jej ten wytok, bo ozstała naprowadzona na to, jak ma trzymać głowę i że nie ma podrzucać, bo dzisiaj ani razu nie podrzuciła głową. Pogłaskałam ją i poszłam zanieść sprzęt do siodlarni. Kiedy wróciłam, wytarłam ją ręcznikiem, a potem wyczyściłam dokładnie. Stwierdziłam, że po tak dużym wysiłku należy jej się masaż. Zrobiłam jej godzinny masaż, czyli taki maksymalnie długi. Ariana przez cały czas stała z opuszczoną głową. Po masażu zrobiłam jej wcierkę na nogi, owinęłam i poczekałam aż wyschnie. Potem zdjęłam jej owijki i poszłam z nią na pastwisko.
Kobyła spisywała się dzisiaj na 6+. Miała swój odważny dzień, rozbudzony jeszcze przez ambitne wyzwania. Stwierdzam, że nadawałaby się do crossu, bo jest odważna i bardzo do przodu, co się przydaje w crossie. Ogólnie jest odważniejsza ode mnie, w sumie chyba polubiła cross, bo zobaczyła przeszkodę, to od razu do niej rwała. Myślę, że podobał jej się, bo nie jest taki nudny i schematowy jak ujeżdżenie. Oczywiście na treningach ujeżdżeniowych też pracuje, ale nie ma w niej tego "czegoś". Ariana to jest koń, który jest do przodu i lubi ambitne wyzwania, więc ta dziedzina pasuje do niej jak najbardziej. Myślę, że od czasu do czasu, czyli częściej niż zwykle będziemy sobie jeździć w tereny, albo na cross. Trza jej trochę urozmaicić życie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.wsrblackangel.fora.pl Strona Główna -> *******Ariana Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Template Boogie by Soso
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin